Dyskusja jaka wciąż się toczy wobec męskiego obowiązku założenia rodziny, ukazuje, jak ogromne znaczenie ma ten temat dla młodych pokoleń Polaków. Można powiedzieć, że kwestia „zawarcia związku małżeńskiego” stoi obecnie w centrum kryzysu cywilizacyjnego i chyba starsze pokolenia nie do końca sobie to uświadamiają. Mało tego, dyskusja wskazuje, jak silne zranienia posiadają osoby w tym temacie. Próba wnioskowania obiektywnego bardzo mocno ściera się z osobistym doświadczeniem. Oczekuje się od autorów zajmujących się tym tematem raczej uwzględnienia każdego indywidualnego (oczywiście smutnego) przykładu, co jest niemożliwe.
Pojęcie obowiązku jest uwarunkowane okolicznościami, także historyczno-kulturowymi. Polak-katolik inne miał obowiązki w życiu społecznym, będąc pod zaborami, inne w dwudziestym pierwszym wieku. Ma jednak rozum, by w świetle nauczania Kościoła, próbować zrozumieć otaczającą go rzeczywistość społeczną i zidentyfikować moralne obowiązki, które mogą stanowić lekarstwo na bolączki tego świata (oczywiście nie ostateczne, człowiek nie ma takiej mocy). W dobrze uformowanym sumieniu możemy, patrząc na dzisiejszą Polskę, wywnioskować o obowiązku założenia zdrowej, wierzącej rodziny. Mało tego, aby móc go zrealizować, musimy nie tylko go sobie uświadomić, nie tylko próbować zrozumieć jakie racje przemawiają za takim obowiązkiem, ale musimy także przyjąć wolną decyzję o realizacji go, o ile nasze sumienie rozpozna taki obowiązek. Nie ma to zatem nic wspólnego z niewolnictwem, zamordyzmem, czy ślepym posłuszeństwem, tak obcym religii katolickiej.
Oczywiście, tu pojawia się inny problem, czyli ogromny trud ewentualnego zrealizowania tak przyjętego w sumieniu obowiązku. Wiemy, że kryzys męskości styka się z kryzysem kobiecości. Wiemy, jak wzorce i mody tego świata, stoją w sprzeczności z takim spojrzeniem, ale powtórzę tezę z poprzedniego tekstu: naszym zadaniem nie jest przyjęcie wzorców tego świata, ale poznanie i realizacja Bożej Woli, nawet jeśli w danym kontekście kulturowym jest to wymaganie na pozór przekraczające ludzkie możliwości, w tym przypadku zwykłego mężczyzny. Zresztą, nie chodzi tu o szukanie winnego tej sytuacji, ani potępianie stanowcze tych, którzy się z nami nie zgadzają. Na dobrą sprawę, na przykład mężczyźni uzależnieni od stron dla dorosłych sami sobie nie wetknęli smartfonów w wieku piętnastu lat, a raczej zrobili to ich rodzice, często bez żadnej kontroli, w myśl: „a niech się czymś zajmie”.
Wesprzyj nas już teraz!
Tak samo wiele kobiet przez lata wzrastała w domu, w którym na każdym kroku rodzice mówili, że z małżeństwem może spokojnie poczekać, że powinna najpierw się pobawić i pozwiedzać świat. Sytuacja jest zatem społecznie złożona. Rolą człowieka wierzącego jest po prostu stała aktualizacja dróg Ewangelii i próba realizacji jej. Nie jest to łatwe i nie zawsze się wszystko udaje, dlatego chrześcijaństwo posiada rys miłosierdzia, łagodności i cierpliwości wobec swoich dzieci. Przeradza się w stanowczość jedynie wtedy, gdy ktoś próbuje Drogi Boże „zmieniać”, próbuje przy nich majstrować. Nawet jeżeli po męsku używamy niekiedy ostrzejszych słów, to przecież mężczyzna w swej trosce o słabszych musi okazać serce także wobec tych młodych chłopaków, którzy mierzą się z tymi problemami i którzy zadają trudne pytania, o ile rzeczywiście szukają prawdy.
Podjęcie „wszelkich możliwych starań” jest przede wszystkim ożywczym apelem wobec wszystkich tych, którzy (z różnych powodów) „odpuścili sobie”. W świecie Bożych darów (a sakrament małżeństwa jest nim niewątpliwie) nie obowiązuje żaden pelagianizm. Człowiek musi czynić to, co do niego należy, wiedząc, że własnym wysiłkiem nie jest w stanie wszystkiego osiągnąć, że potrzebuje Bożej Łaski.
Stąd też należy złapać także ożywczy dystans wobec desperacji i ewentualnego napinania się, by założyć rodzinę tu i teraz, od razu, co może mieć w sobie negatywne skutki. Obserwując dzisiejszą rzeczywistość, trudno jednak odnieść wrażenie, iż to stanowi główny problem młodych mężczyzn. Naprawdę, wielu z nich mogłoby po prostu się nawrócić, mniej uciekać od swojego życia, co w tym świecie wielkich zmagań moralnych, zdarza się nader często. Z tego też powodu Kościół nie tylko mówi o założeniu rodziny, ale ustami Benedykta XVI zachęca (nie jest to żadna twarda reguła) do rocznego narzeczeństwa, do okresu, który pozwoli lepiej poznać się małżonkom, lepiej także wspólnie uświadomić sobie wielkość Bożego daru, jakim jest sakrament małżeństwa.
Tu pojawia się też ów wątek romantyzmu, który jest nieodłącznym i naturalnym elementem relacji damsko-męskich. Pomijając oczywisty banał, iż nie stanowi to centrum katolickiego spojrzenia na małżeństwo, nie można, trzymając się prawdy, omijać czy gardzić tym tematem. Jest to jednak kwestia na o wiele dłuższy tekst. Tu chciałbym jedynie poruszyć jeden wątek. Ten okres związku i narzeczeństwa jest potrzebny także z tego powodu. A to, by wyzbyć się wszelkiej ułudy romantycznej, która może nas zaślepiać (to jest oczyścić uczucia z tego, co odwodzi nas od prawdy o rzeczywistości, nie w znaczeniu, że wszystkie uczucia takie są). Z drugiej zaś może wzbudzić w nas dzięki stałej i wiernej woli poznawania drugiej osoby czyste i zdrowe uczucia przywiązania, których na samym początku mogło nie być. W każdym razie istnieje pewne napięcie między lękiem przed pochopnym związaniem się z kimś, a nadmiernym zwlekaniem z założeniem rodziny. Dobrze podsumowuje to papież Franciszek w adhortacji Amoris Laetitia (p. 132): „Ze względu na powagę tego publicznego zobowiązania w miłości, nie może to być decyzja pochopna, ale z tego samego powodu nie może być też odraczana na czas nieokreślony”.
Teksty, które ukazały się na portalu PCh24 (linki poniżej-red.), posługiwały się argumentami z dziedziny wiary katolickiej i do katolików zostały skierowane. W dyskusjach internetowych często były zatapiane socjologicznym opisem całości rzeczywistości. Jako ludzie wierzący mamy chyba prawo próbować żyć w zgodzie z Ewangelią i zachęcać do tego innych braci i siostry w Chrystusie? Clue mojego poprzedniego tekstu stanowiło zdanie, by mężczyzna, współpracując z Duchem Świętym, odważył się na bycie człowiekiem wiary, by odważył się postawić na Chrystusa, na Jego wolę, poznając przede wszystkim Jego Naukę, pomimo ogromnych trudności, jakie napotka w tym świecie. To samo tyczy się kobiet. Przypomnę również, że realizacja Ewangelii nie oznacza automatycznie powodzenia w życiu doczesnym, łatwości drogi – przeciwnie. Jestem świadom różnych trudów, jakie napotykają młodzi mężczyźni, próbując odejść od samotności ku małżeństwu. Zresztą uczciwie trzeba przyznać, że dotyka to także wiele szlachetnych wierzących młodych kobiet (tak, są takie!), które również cierpią z powodu grzechów mężczyzn, nieczystości, nałogów, lenistwa, itd.
Poruszmy temat dość kluczowy dla zrozumienia relacji damsko-męskich, a co za tym idzie, kluczowy dla oddeifikowania ich, co jest naturalną pokusą każdego samotnego kawalera i każdej samotnej panny. Słuszne postępowanie mierzymy Bogiem, a nie aprobatą płci przeciwnej (która czasem może się pokrywać, a czasem nie). Wielu młodych mężczyzn panicznie boi się porażki. Boi się utraty „twarzy” – zwłaszcza przed kobietami. Lęka się tego, że ta czy inna kobieta, mogłaby powziąć negatywną o nim opinię. A szkoda, bo to doświadczenie jest potrzebne i uczy trochę pokory. Nie w tym sensie, że człowiek wierzący ma być nieustannie ofiarą losu, lecz zaufanie Bogu, temu, że On wie lepiej, sprawia, że ewentualne ogołocenie siebie z męskiej dumy, która nierzadko zasklepia młodych mężczyzn w nieprzejednanych murach twierdzy, do której nikogo nie wpuszcza, okazuje się wcale nie takim trudnym doświadczeniem. Najczęściej okazuje się ono jedynie tymczasowe i rodzące zdrowy dystans w stosunku do kobiet. Kobiet, które są ludźmi, takimi jak my. O których Tolkien do swego syna pisał, jako o „współrozbitkach w katastrofie morskiej, a nie gwiazdach przewodnich”[1].
Wielu mężczyznom odebrano imię. Lata pogardy wobec polskich mężczyzn, nieustanne wyśmiewanie ich na głównych portalach, sprawiło, że czują się poniżeni. Inni mężczyźni mogą „przywrócić im imię”, przywrócić godność, która może stać się motywacją do tego, aby spróbować założyć zdrową rodzinę. Obraz, jaki wyłania się z wojny płci, z ideologii feministycznej, czy z red pilla jest o wiele czarniejszy, niż rzeczywistość. Nie przypadkowo najczęściej pojawiającym się zdaniem w Ewangeliach są słowa: „Nie lękajcie się!”. Dlatego, mimo wszystko jednym z obowiązków społecznych mężczyzn wierzących, zwłaszcza wobec innych mężczyzn, jest twarde „nie” wobec szerzenia nihilizmu, czy beznadziei (w tym przypadku w kontekście relacji damsko-męskich). I tu panowie nie możemy odpuścić. Rozpacz i bezsens, nawet ten mocno osadzony na trudnych doświadczeniach, nigdy nie będzie rozwiązaniem problemów. Na tej pustyni nie ma życia, więc nie ma sensu iść w tę stronę.
I na sam koniec, ostatnia uwaga. Krytyczne głosy, jakie się pojawiły u wielu młodych mężczyzn, wiążą się z niepojętym zdziwieniem, że można o kobietach powiedzieć coś dobrego. Przypomina się przypowieść o robotnikach w winnicy i te ożywcze słowa: „Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry”? (Mt 20, 15). Nie wiem, jak głoszenie pochwały rodziny i małżeństwa można oprzeć nie na Bogu, a na swoich doświadczeniach, czy na biologiczno-psychologicznych teoriach ewolucyjnych, które opisują człowieka jedynie przez pryzmat skutków grzechu pierworodnego. Przeciwnie, obserwując katolickie małżeństwa i rodziny, mądrość każe przyznać większą rację wartości wierności, uprzejmości i cierpliwości. Panowie: „nie zatwardzajcie serc waszych” (Ps 95, 8). Realizm życia zachęca nas jednak do tego, by nasze serca nie utraciły wrażliwości i szlachetności właściwej mężczyźnie, co jest zdrowe, potrzebne i możliwe.
Michał Kmieć
[1] J.R.R. Tolkien, Tolkien o płci biologicznej i kulturowej, „Z listu do Michaela Tolkiena 6-8 marca 1941”, https://tolkniety.blogspot.com/2014/01/tolkien—o—pci—biologicznej—i—kulturowej.html?fbclid=IwAR3MrbGstiYkXjS2uMABVmilUGEmyd7pMbzngMJOrF_P2GCSzOl4uOPzQJ0&m=1 (dostęp: 26.06.2025 r.).
Paweł Chmielewski: Obowiązki mężczyzn. Nie krytykuj kobiet – tylko rób to, co do ciebie należy
Mężczyzno – nikt nie mówi, że będzie łatwo! Na kanwie tekstu red. Pawła Chmielewskiego